Jeszcze kilka lat temu Jo Nesbo był dla mnie postacią na tyle nieznaną, że kiedy widziałam gdzieś w księgarni książki jego autorstwa, myślałam, że chodzi o jakąś panią Dżo Nesbo. Nawet wówczas nie podejrzewałam, że już niedługo owa pani Dżo okaże się jednym z moich ulubionych autorów. Dopiero rekomendacja przyjaciółki, Agnieszki, sprawiła, że bliżej zainteresowałam się twórczością autora “Łowców głów”. A że niedawno ukazała się kolejna część cyklu o komisarzu Harrym Hole, „Pragnienie”, pomyślałam, że to dobra okazja, aby coś o Nesbo i mojej sympatii do jego książek napisać.
Już sama postać pisarza intryguje i sprawia, że ma się chęć sięgnąć po jego książki. Nie znam innego pisarza, którzy jest (lub był) maklerem, obiecującym piłkarzem, muzykiem rockowym, autorem książek dla dzieci i dorosłych. Ach, i jest jeszcze wspinaczka górska. Ten zestaw musi zrobić na każdym wrażenie – sporo tego jak na jedną osobę. Nic dziwnego, że Nesbo – jak na bardzo zajętego człowieka przystało – nie pisze książek w tempie Remigiusza Mroza i na „Pragnienie” przyszło nam poczekać cztery lata, bo tyle czasu upłynęło od publikacji „Policji”, poprzedniej części cyklu.
Powieści Nesbo o Harrym Hole mają kilka stałych elementów, które bardzo mi pasują. Przede wszystkim jest to postać samego samego Harry’ego. Jest to śledczy genialny, choć nieco niesubordynowany; mężczyzna nieprzeciętnie wysoki i przystojny w sposób nieoczywisty; alkoholik zmagający się z pociągiem do Jima Beama, a także miłośnik dobrej muzyki (bo jak inaczej okreslić Duke’a Ellingtona czy Sex Pistols?). Na ogół mieszka w Oslo, przy Sofies Gate, często bywa w średnio eleganckiej Restauracji U Schroedera. Jego życie uczuciowe można opisać jako skomplikowane, podobnie jak i jego relacje z rodziną. Dorzućmy jeszcze do tej wyliczanki chwytliwe imię i nazwisko. Tak, Harry Hole zdecydowanie posiada wszystkie atrybuty wyrazistego bohatera serii kryminalnej.
Ale poza Harrym w książkach Nesbo można spotkać znacznie więcej wyrazistych postaci, i nie mam tu na myśli tylko dźwięcznie brzmiących nazwisk. W ogóle Nesbo to dla mnie mistrz postaci drugiego planu. Choć z tym drugim planem to u niego bywa najczęściej tak, że z czasem mocno zbliża się do pierwszego. Nie wiem, czy autor celowo tak konstruuje swoje postaci, że nawet te, które początkowo nie odgrywają dużej roli, stopniowo dostają do zagrania większą partię, czy to mu jakoś tak wychodzi w trakcie pisania? Weźmy na warsztat choćby Katrine Bratt, Mikaela Bellmana czy chrumkającego sierżanta Trulsa Berntsena: jestem sobie w stanie wyobrazić, że każda z tych postaci wysuwa się w kolejnej powieści na pierwszy plan, zrównując się z Harrym: Truls jest ostatnio całkiem blisko, a Katrine już miała ten przywilej w „Pierwszym śniegu”, w “Pragnieniu” zresztą jest podobnie. Każda z tych postaci ma wiele rysów na tyle charakterystycznych, że czytelnik bardzo łatwo sobie tych bohaterów wyobraża i na dobre zaznajamia się z nimi. Wiemy, że Katrine Bratt nie miała w życiu lekko, że cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową; dążący po trupach do celu komendant Mikael Bellman nie jest wzorem uczciwości i w życiu rodzinnym, i zawodowym; Truls, którego śmiech przypomina chrumkanie, podwładny Bellmana, od lat kocha się w żonie swego szefa, co nie przeszkadza mu w wyręczaniu go w czarnej i mokrej robocie. Nieprzypadkowo wymieniłam tu postaci samych policjantów: policjanci i mordercy u Nesbo jakoś bardzo się od siebie nie różnią. I jedni, i drudzy mają swoje nałogi, są najczęściej psychopatyczni i bezwzględni, zależy im tylko na osiągnięciu swojego celu. Tak naprawdę to większość bohaterów książek Nesbo można sobie wyobrazić jako zbrodniarzy, co dodatkowo sprawia, że czytelnikowi jest trudno odpowiedzieć na odwieczne pytanie kryminałów: kto zabił. Nesbo lubi zwodzić czytelnika i kombinować, pamiętam, że podczas lektury „Policji” w pewnym momencie już kompletnie nie wiedziałam, kogo obstawiać jako podejrzanego nr 1. Podobnie jest w „Pragnieniu”: niby morderca już złapany, ale przecież jeszcze kilkadziesiąt stron książki zostało, oczywiste jest więc, że coś się tu pozmienia. Rzecz jasna, przez większą część lektury “Pragnienia” dokonanie morderstwa przypisywałam chyba wszystkim postaciom, a już szczególnie podejrzany wydawał mi się lekarz Rakel.
Moje ciepłe uczucia wobec cyklu o Harrym Hole dowodzą, że można przeczytać wszystkie powieści danej serii nie po kolei i nie czuć się zagubionym, co więcej – od razu dać się wciągnąć, i to bardzo. Zaczęłam czytać tę serię od „Wybawiciela” i „Pierwszego śniegu”, i te książki bardzo mi się podobały. Mimo że momentami trochę się gubiłam w historii alkoholizmu Harry’ego i zawiłościach jego związku z Rakel, to nie zniechęcało mnie to do lektury kolejnych pozycji. Na szczęście dopiero po 3 czy 4 książkach w moje ręce wpadł „Człowiek nietoperz”: ta książka zapoczątkowała serię i całe szczęście, że nie przeczytałam jej na samym początku, bo pewnie bym się więcej Harrym Hole nie zainteresowała. Oczywiście byłby to duży błąd. Stąd mój apel do wszystkich, którzy nie zaprzyjaźnili się z Nesbo i Holem po „Człowieku nietoperzu”: zostawcie tę książkę i zamiast niej sięgnijcie po „Łowców głów”, pozycję spoza serii o Harrym. To zupełnie inna liga, niż słaby “Człowiek nietoperz”, i chyba moja ulubiona książka Nesbo.
Jeśli chodzi o cykl o Harrym, to jak dotąd najlepszą częścią jest dla mnie „Policja”. Po części dlatego, że Hole nie goni w niej mordercy posługującego się jakimś upiornym narzędziem zbrodni (jak w “Pancernym sercu” czy “Pragnieniu”). Kolejny powód to rozbudowanie wątków Mikaela Bellmana i Trulsa Bertnsena : ten ostatni jest jedną z moich ulubionych postaci, o ile można tak powiedzieć o niedouczonym i zakompleksionym chrumkającym sierżancie, który bez skrępowania bierze łapówki. Ale ja coś tak czuję, że Nesbo jeszcze nas zaskoczy postacią Trulsa, i po cichu na to liczę.
Pamiętam, że “Policję” pochłonęłam w ekspresowym tempie – szybciej czytam chyba tylko Miłoszewskiego. Nie jestem natomiast wielką fanką tych części cyklu, których akcja rozgrywa się poza Norwegią – w Kongo, Tajlandii czy Australii. Dla mnie idealnie jest, kiedy Harry przebywa w okolicach Sofies Gate, ewentualnie Holmenkollen. Wtedy mam wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Oczywiście mam w planach podróż do Oslo i przekonanie się na własne oczy, jak wygląda Restaruracja U Schroedera, dom Harry’ego przy Sofies Gate czy plac w centrum Oslo z „Wybawiciela”. W końcu kilka lat temu łaziliśmy z Ukochanym Mężem po Sztokholmie śladami Stiega Larssona i bohaterów jego powieści, teraz czas na Oslo Harry’ego Hole. Następne w kolejności mogłoby być Malmo Wallandera… A ponieważ powoli poznaję też twórczość Yrsy Sigurdardottir, zapewne za jakiś czas pomyślę nad podróżą do Islandii. Szkoda tylko, że nie bardzo mam jak zaplanować podróż w rejony mojego absolutnie ulubionego śledczego wszech czasów, Geralta z Rivii. Dobrze, że przynajmniej zanosi się na powstanie nowego serialu wg sagi o wiedźminie, oby udanego tym razem.
Mówiąc o adaptacjach: tej jesieni do kin ma wejść “The Snowman”, ekranizacja “Pierwszego śniegu” Nesbo, z Michaelem Fassbenderem w roli Harrego. Jakoś mi się on nie widzi jako Harry, ale początkowo Daniel Craig też mi nie pasował na Bonda, więc nie zniechęcam się zawczasu.