Homo rankingus

Chyba każdemu z nas trafia się raz na jakiś czas chwila, którą spędza przeglądając tzw. portal społecznościowy. Przeglądam i ja – i zawsze trafiam na kilka-kilkanaście różnych rankingów i zestawień. I nie są to jakieś tam oczywiste “top 10”, tylko wyszukane i rozbudowane wyliczanki z każdej dziedziny życia, nauki, sportu i czego tylko sobie życzymy.

Pisząc ten tekst zebrałam kilka rankingów, na które natrafiłam w ciągu dwóch dni – jest to wybór całkowicie przypadkowy, wkleiłam linki do tych “wyliczanek”, które jako pierwsze wpadły mi w oko:

15 okrutnych prawd o rodzicielstwie
14 najpiękniejszych torebek herbacianych
10 gadżetów dla nielubiących brudzić ręce w kuchni
5 cukierni, w których stracisz rozum
66 pozytywnych zdań, które warto mówić dziecku
21 rysunków, które zrozumieją tylko introwertycy
10 rzeczy, które musisz wiedzieć o rodzinie wielodzietnej

Wybór tematów jest, jak widać, spory. Nic dziwnego: rankingi i podsumowania są bardzo wygodne, i dla autora, i dla czytelnika. Czytając artykuł, w którego tytule pojawia się liczba, zyskujemy coś w rodzaju pewności, że oto zapoznajemy się z kompendium wiedzy na dany temat. Ktoś przetrawił tryliard informacji i w pocie czoła przygotował ich zestawienie w pigułce. Teraz wystarczy ją łyknąć, i już możemy uchodzić w towarzystwie za eksperta w dziedzinie torebek herbacianych oraz rodzicielstwa. Z kolei autorowi forma rankingu oferuje atrakcyjny i sprawdzony sposób na zapełnienie miejsca na stronie. Nie mamy już więcej ciekawych tematów na dziś? No to ładujemy coś z wyliczanką lub rankingiem na losowo wybrany temat. Taki tekst przyciąga czytelników, nie mam co do tego wątpliwości. Nie wierzycie? Sprawdźcie, jakie artykuły najczęściej pojawiają się na facebookowym profilu “Polityki”, reklamując kolejne wydania tygodnika.

No, ale czas leci, moja chwila na siedzenie na wiadomym portalu dawno minęła, czas zalogować się na dziennik elektroniczny i sprawdzić sukcesy/porażki szkolne moich pociech. Tu też mamy ranking. Za pomocą jakże zmyślnego gadżetu można sprawdzić, jak prezentują się stopnie naszego dziecka na tle innych uczniów; system oferuje ranking szkolny i klasowy. Nie oceniam, czy to dobrze, czy źle, ale na pewno jest zapotrzebowanie na takie zestawienia – świadczy o tym sama ich obecność w dzienniku elektronicznym. Poza tym podpytałam kilkoro znajomych rodziców, czy korzystają z możliwości wygenerowania takiego rankingu (korzystają).

A ja sama? Zawodowo zajmuję się rekrutacją. Do września korzystam jeszcze z uroków urlopu macierzyńskiego, ale nie oszukujmy się: parafrazując zawołanie rodu Starków mogę powiedzieć, że “Ranking is coming”… Podobnie jak inni rekruterzy, ale też sprzedawcy, marketingowcy, logistycy, lekarze, księgowi, mechanicy, budowlańcy i przedstawiciele wielu innych profesji  – znam bardzo dobrze rankingi z mojego życia zawodowego. W zasadzie wszędzie tam, gdzie pojawia się możliwość oceny, pojawia się i ranking.

Nie mogę nie wspomnieć o megarankingach, typu ranking FIFA czy WTA, a także rankingach ekonomiczno-politycznych, które doczekały się własnej odmiany – rejtingu. Hmm, naprawdę wygląda na to, że z której strony by człowiek patrzył – tam zawsze zobaczy jakiś ranking!

Nie ma chyba drugiego takiego tworu, jak ranking. Tworu, który służyłby zarazem rozrywce, informowaniu, motywowaniu, nagradzaniu i karaniu. Uniwersalne narzędzie z tego rankingu! Moim zdaniem na tyle uniwersalne, że nadużywane. Postanowiłam napisać tekst o rankingach po tym, jak zorientowałam się, rankingi pojawiają się w większości tekstów, które czytam i przeglądam codziennie. Za dużo tego. Choć w zasadzie…. nie ma się czemu dziwić. Rankingami jesteśmy karmieni już od dziecka. Moja dziesięciomiesięczna Zosia może się na razie pochwalić zbyt imponującym zbiorem zabawek, ale czy część z tych, które już ma, nie przypomina Wam czegoś? Póki co, Zosia ma do swoich “rankingów” odpowiednie nastawienie: nie przejmuje sie nimi za bardzo.