Ja i ornitologia

Wychowałam sie w typowym polskim blokowisku z wielkiej płyty. Jako dziecko z tegoż blokowiska wyniosłam w dorosłość przekonanie, że jeśli chodzi o ptaki, to dzielą się one na wróble, gołębie i może jeszcze gawrony. Chyba, że jesteśmy akurat z wizyta w zoo, wtedy lista się wydłuża.

Przeprowadzka na wieś w kwestii ptaków zmieniła początkowo tylko jedną rzecz: ucieszyłam się, że nie ma tu gołębi, których szczerze nie cierpię. Mam nadzieję, że moją niechęć zrozumie każdy, kto choć raz sprzątał balkon obsrany przez te urocze ptaki lub został obudzony o 5 rano przez ich słodkie gruchanie.
Za gołębiami nie zdarzyło mi się nigdy zatęsknić, za to z czasem zaczęłam zauważać, głównie dzięki entuzjastycznym okrzykom dzieci, że są tu ptaki, których wcześniej na żywo nie widziałam. Małe szaro-białe z długim ogonkiem, którym śmiesznie ruszają; trochę wieksze i bardziej brązowe wróble; duże, kolorowe sójki, które kojarzyłam dzięki oglądaniu z dziewczynkami Domisiów lata temu… No, a potem koło domu pojawił się karmnik, kupiliśmy słonecznik i okazało się, że w naszym wiejskim domu obok dobrze znanych sikorek czy wróbli stołują różne nieznane nam dotąd ptaki.
Początkowo podejrzewaliśmy nawet, że wśrod tych nieznanych okazów może znaleźć się nawet papuga. Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy w naszym karmniku grubodzioba, myśleliśmy, że komuś uciekł jakis egzotyczny ptak, w końcu sama słyszałam o kilku takich przypadkach… Ale dla pewności wstukałam w wyszukiwarkę mało subtelne hasło “ptak z dużym dziobem”, i – eureka! – na jednym ze zdjęć zobaczyłam naszą
“papugę”!
Grubodziób czujnie spoglądający na świat z karmnika

Ta metoda okazała się również pomocna w rozpoznaniu min. czyżyka, trznadla, pełzacza ogrodowego, trzech rodzajów sikorek, zięby, dzięcioła zielonego. Nagle okazało się, że wiem, jakiego ptaka mógł mieć przed oczami Lucjan Mostowiak, kiedy zwracał się do któregoś z wnuków pieszczotliwym zwrotem “Ty dzwońcu”.

Z czasem wciągnęliśmy się w obczajanie nowych gatunków ptaków na dobre, i to całą rodziną. Bardzo pomocne – oprócz poczciwego Googla – okaząły się książki Adama Wajraka i dr. Andrzeja Kruszewicza. Drugiego z panów znałam z jego świetnych krótkich opowieści o ptakach, które można usłyszeć w Trójce jakoś ok 7:00 w piątki (lub przeczytać w książce “Trójkowe gawędy Doktora Kruszewicza”).

Okazało się, że to “ptasie hobby” daje bardzo dużo radości, przy minimalnym wkładzie: wystarczy karmnik, który możemy obserwować, wór słonecznika, no i aparat fotograficzny (my mamy zupełnie nieprofesjonalny). Największą radochę daje zrobienie jakiegoś fajnego ujęcia, a już superwydarzeniem jest uchwycenie na zdjęciu nowości w naszym lokalnym atlasie ptaków. Człowiek czuje się prawie jak sir David Attenborough! Zuza (moja druga w kolejności córka) i ja okazałyśmy się chyba najbardziej podatne na ptasiego bakcyla, ja to nawet łapię się na tym, że zerkam na karmnik w zasadzie zawsze, kiedy przechodzę obok drzwi balkonowych.

Jeden z naszych najnowszych gości: kopciuszek

Póki co – naszym wielkim celem pozostaje “złowienie” raniuszka. To śliczny ptak, pewnie sporo osób wie, jak wygląda, ponieważ znalazł się na tegorocznej okładce kalendarza Wajraka z “Wyborczej”. Jesli ktoś nie wie, polecam szybko zgooglować, na większości zdjęc widac białą kuleczkę z czarnymi oczkami. Przy naszym domu wypatrzyłyśmy z Zuzą pare raniuszków raz, ale niestety była juz jesienna szaruga, i zanim ptaki odleciały, udało się nam zrobić tylko jedno w miarę udane zdjęcie. Widać zarys raniuszka, i tyle.

 

Cień raniuszka

A tak w ogóle – ci, którzy nadawali kiedyś różnym gatunkom ptaków nazwy w języku polskim, odwalili kawał dobrej roboty. Bo czyż raniuszek, kapturka czy kopciuszek to nie są urocze nazwy?

 

PS. Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym wpisie są autorstwa mojego lub mojej córki Zuzi.

 

Dzwoniec vs szczygły