Jeśli się zestarzeć, to tak jak w Ferrarze (i okolicach)

Na zdjęciu powyżej uwieczniłam mieszkankę Ferrary. I niech nie zwiedzie Cię, Drogi Czytelniku, podobieństwo jej rowera do kultowego modelu Wigry – nie chciałam bynajmniej zilustrować tym zdjęciem wpisu o eksportowym sukcesie polskiego producenta rowerów. Wbrew temu, co sie może wydawać na pierwszy rzut oka, pani w niebieskiej sukience niczym szczególnym nie wyróżniała się na tle innych mieszkańców Ferrary, których miałam okazję zobaczyć: według mnie była jego typową mieszkanką, i właśnie dlatego zrobiłam jej zdjęcie. Podobnych do niej pań (i panów) spotkałam na początku lipca tego roku jeszcze wiele, spacerując po ulicach Ferrary, Rawenny czy Comacchio. Podróżowali sobie niespiesznie na odrapanych rowerach typu składak lub “holender”, z koszami często ozdobionymi sztucznymi kwiatami; w koszach wieźli psy, wnuki lub zakupy; ubrani elegancko i “po domowemu”; pogodni pomimo upału i trochę zmęczeni, przystający, aby porozmawiać z napotkanymi po drodze znajomymi.
Tak się złożyło, że jeśli ktoś do nas podczas tych wakacji zagadywał, to najczęściej byli to tubylcy w wieku post-balzakowskim. Z sympatią przyglądali się naszej dużej grupie i zagadywali:
– Quattro bimbi? Tutte ragazze?! Que bello! (wybaczcie potencjalne błędy językowe) – takie kwestie padały, kiedy łączyliśmy stoliki w kawiarni lub kupowaliśmy lody.
Na szczęście tyle akurat mogłam zrozumieć z moją szczątkową znajomością włoskiego i przetłumaczyć naszym “ragazzom”, kiedy dopytywały się, o co chodzi. Chyba rodzina z czterema córkami stanowi rzadkość wśród turystów odwiedzających rejon Ferrary… Cóż, nawet jeśli byliśmy dla nich rzadkością i specyficzną atrakcją, to przyznam szczerze, że bardzo mi się to przyjazne zainteresowanie nami podobało. W Polsce ludzie częściej patrzą na nas krzywo niż przyjaźnie w podobnych knajpiano-restauracyjnych sytuacjach.
Choć zagadujące nas Włoszki (bo były to głównie panie) i rowerzyści z włoskich ulic dawno przeżyli pierwszą i drugą młodość, to swym zachowaniem przypominali mi czystej krwi hipsterów z warszawskiego Zbawixa. Luz, pogawędki ze znajomymi, leniwa lektura prasy przy kawie w kawiarni. W dodatku wszędzie było tych luzaków dużo! Czy to wylegiwaliśmy się na plaży, czy w upale przemierzaliśmy ulice odwiedzanych przez nas miast, czy piliśmy poranną kawę w knajpie niedaleko domu – wszędzie ludzie starsi stanowili bardzo liczną grupę. Wierzcie lub nie, ale naprawdę odniosłam wrażenie, że osób starszych jest we Włoszech o wiele więcej niż u nas.
No właśnie: pytanie, czy we Włoszech ludzi starszych jest faktycznie dużo więcej niż w Polsce, czy też są po prostu bardziej widoczni? Moja dociekliwa natura kazała mi rzecz sprawdzić u źródła. Raport Eurostatu “Aktywność osób starszych i solidarność międzypokoleniowa. Statystyczny portret Unii Europejskiej 2012”) bazując na danych z 2010 podaje, że 10.2% całkowitej ludności Polski stanowili Polacy w wieku 65-79 lat. We Włoszech – 14.5%. Kilkuprocentowa różnica nie może być aż tak widoczna na ulicach. W Polsce ludzie starsi nie są tak widoczni, a już na pewno nie widać ich wśród osób podróżujących po mieście na rowerach i relaksujących sie w kawiarniach. Owszem, jest ich dużo w sklepach czy na targach, w przychodniach, w komunikacji miejskiej, ale to nie są miejsca kojarzące się z przyjemnym spędzaniem czasu. A osoba po 70-tce i rower?! To już brzmi bardzo niecodziennie. Na szczęście w tym przypadku sama znam chlubny wyjątek, jest nim mój Teść, który dużo i często jeździ na rowerze. Ale umówmy się – nie ma wielu takich jak On (chyba, że w Ferrarze czy Rawennie)…
Czy południowy klimat, sjesta i rowery są gwarantami wyluzowanej długowieczności, którą miałam okazje obserwować podczas tych wakacji? Nie jestem pewna, ale wiem, że bardzo przypadli mi do gustu strasi ludzie spotykani na ulicach włoskich miast i miasteczek. Bezpretensjonalni i zajęci swoimi sprawami, byli WIDOCZNI. Bardzo podobała mi się ich bezpośredniość i naturalna ciekawość. W Ferrarze najpopularniejszym środkiem komunikacji jest rower? No to wskakujmy na siodełko, niezależnie od tego, czy mamy lat 40, 50 czy 70, jazda! Koło nas w kawiarni rozsiada się rodzina z czterema córkami? Ale czad, trzeba koniecznie zagadnąć, to nic, że nie znają włoskiego!
Jeśli dane mi będzie pożyć jeszcze kilkadziesiąt lat, też chciałabym być tak widoczna, jak ludzie z Ferrary, z Comacchio. I nieskrępowana różnymi wewnętrznymi nakazami i zakazami: że to mogę robić w moim wieku, ale tego to już nie wypada. A jeśli już miałabym mieć do swojej dyspozycji pojazd na dwóch kółkach, wolałabym, żeby był to rower, a nie tak popularny wśród polskich emerytów wózek na zakupy na metalowym stelażu.