Beka z iks de

Dziś wracam do jednego z moich ulubionych tematów, czyli polszczyzny najmłodszych pokoleń. Bardzo lubię pisać tego rodzaju teksty, przede wszystkim dlatego, że dla mnie, przedstawicielki nieco starszego  pokolenia, jest to znakomita okazja do przyswojenia choćby w części języka, jakim posługują się moje dzieci. A że w wyniku tych moich badań nad najnowszą polszczyzną udaje mi się czasem zaszpanować młodzieżowym słownictwem w towarzystwie i wyjść na zorientowaną w temacie i nowoczesną – to już inna sprawa. Bezpośrednią inspiracją do dzisiejszego tekstu były dla mnie ogłoszone niedawno wyniki plebiscytu „Młodzieżowe słowo roku 2017”.  Wygrało XD, co mnie zresztą specjalnie nie zaskoczyło. Gdyby w naszym domu ogłosić plebiscyt na najpopularniejsze młodzieżowe słowo ostatnich kilku lat, XD wygrałoby w cuglach.

Można marudzić, że co to w ogóle jest za słowo, XD… bardziej znak graficzny, i nie ma się czym ekscytować. Nie głosowałam w plebiscycie, ale nawet gdybym zagłosowała – XD nie dostałoby mojego głosu, bo jest dla mnie czymś tylko ociupinkę lepszym od “lol”, na który to zwrot mam silną alergię. Nie, nie znaczy to oczywiście, że potępiam w czambuł wszelkie tego typu zwroty, nie raz i nie dwa dałam na blogu wyraz temu, że daleka jestem od uznawania języka młodzieżowego za chorobę toczącą piękny organizm klasycznej polszczyzny (np. w tym tekście). Wręcz przeciwnie: cieszę się jak dziecko, kiedy moje córki znoszą do domu różne nowinki językowe, a niektóre z tych nowinek nawet adaptuję na własny użytek. Inne są dla mnie źródłem radości, a jeszcze inne – irytacji, choć tych jest zdecydowanie mniej (to w tej grupie króluje „lol”).

Przy okazji wizyty na stronach PWN zerknęłam na galerie słów, które zostały zgłoszone w tym roku. Zerknęłam i się wciągnęłam tak, że przeklikałam cały ten młodzieżowy słownik (do poczytania tutaj.)  Z pewną  dumą mogę stwierdzić, że jeśli potraktować ten słownik jako swego rodzaju quiz na znajomość języka młodych – to wypadam całkiem przyzwoicie. Żal.pl, żenadix czy krasz to, że tak powiem, składniki mojego językowego chleba powszedniego już od dawna. Ale wyłowiłam też całkiem sporo nowości, a nawet śmiem twierdzić – prawdziwych perełek, które mnie nieźle ubawiły. Zresztą – oceńcie sami. Na początek proponuję zestaw zwrotów opisujących nasze, że tak powiem, przywary narodowe. Starsze pokolenia wypracowały w tym temacie tylko jedno popularne określenie: mianowicie Janusza (i Grażynę w wersji żeńskiej); Janusz co prawda przyjął się bardzo dobrze i jest używany od morza do Tatr, ale cóż, jest tylko jeden. Młode pokolenia wypracowały znacznie bogatszy wachlarz określeń różnych typów osobowości. Moim numerem jeden jest nosacz: dosłownie jest to zagrożony wyginięciem gatunek małpy, a potocznie jest to określenie stereotypowego Polak, oszczędzający na czym tylko się da. Z kolei szur to ktoś o skrajnych poglądach: szurnięty, szalony, fanatyczny. Prawda, że wygląda i brzmi logicznie? W najmłodszej polszczyźnie funkcjonuje też pojęcie kuca, jako osoby interesującej się przedmiotami ścisłymi i w ogóle nie dbającej o swój wizerunek i kontakty społeczne.

Znam paru nosaczy, pewnie jakiegoś szura też, a i ze dwóch kuców by się znalazło… a może dwa kuce? Jak to w ogóle odmienić poprawnie? Jakkolwiek by się ten kuc nie odmieniał – i on, i nosacz wraz z szurem rozwalili mnie na łopatki. Ach, jest jeszcze alfasamcyna, oznaczająca bycie w 100% mężczyzną. Też ktoś to nieźle wykminił, muszę przyznać.

Bardzo spodobały mi się też gry słowne w stylu wyrażenia „potas-węgiel”. O co chodzi z potasem i węglem? Ano symbole chemiczne tych pierwiastków to K oraz C, po ich połączeniu wychodzi KC – czyli akronim zwrotu „kocham cię”. Taki trochę szyfr, i potwierdzam niniejszym, że nie jest to czyjś jednorazowy wymysł, ale wyraz powszechnego trendu. Moja nastoletnia córka właśnie w taki sposób, skrótowo, używając symboli pierwiastków, określa całkiem sporo osób i zjawisk. Jest szansa, że przynajmniej tę część wiedzy chemicznej utrwali sobie całkiem solidnie.

Najmłodsza polszczyzna przygarnęła też chętnie osławionego kulsona (dla niewtajemniczonych krótka definicja prosto ze strony internetowej PWN: „żartobliwa nazwa policjanta lub zastępnik najpopularniejszego przekleństwa”). Ciekawe, czy niedługo na ulicy będziemy słyszeć „kulsony”? Hmm, śmiem wątpić, tradycja używania popularnego słowa na „k” jest chyba nie do ruszenia. Obawiam się, że kulson nigdy nie przyjmie się na tyle, żeby trafić pod przysłowiowe strzechy.

To, że właśnie XD zostało słowem roku w plebiscycie, wskazuje moim zdaniem na ważny trend, który zaczyna być coraz wyraźniejszy w komunikacji – nie tylko tej dotyczącej najmłodszych pokoleń. Chodzi o stosowanie skrótów, głównie w języku pisanym. Pamiętam, kiedy 6 czy 7 lat temu dziwiłam się, kiedy w pracy koleżanka Hinduska pisała do mnie wiadomości teoretycznie w języku angielskim, ale w praktyce dość dalekim od mowy Shakespeare’a. Wyglądały one mniej więcej tak: how ur u; ur u rlly going 2 be there, idk („I don’t know”), itp. Początkowo mnie ta dziwna angielszczyzna wkurzała i nie wszystko byłam w stanie od strzału rozszyfrować, ale z czasem zorientowałam się, że zasady tworzenia tych slangowo wyglądających słów są dość proste. Najczęściej chodzi po prostu o wyeliminowanie z wyrazów samogłosek (rlly = really), stosowanie zapisu wykorzystującego podobne brzmienie różnych liter czy wyrazów (u = you, m8 = mate) oraz używanie akronimów (idk = I don’t know, bs = bullshit). Minęło kilka lat, nie pracuję już z tamtą Hinduską, ale z bardzo podobnymi łamańcami językowymi mam teraz do czynienia na gruncie rodzimym. W międzyczasie to moje dzieci z sepleniących przedszkolaków zmieniły się w nastolatki używające wyrazów pozbawionych samogłosek i akronimów bardzo przypominających te sprzed lat. I u mojej hinduskiej koleżanki, i u młodzieży znad Wisły wycinanie ze słów “zbędnych” elementów jest efektem ubocznym posługiwania się komunikatorami internetowymi. Coraz większa popularność aplikacji typu Messenger czy Whatsapp, coraz dłuższe pisanie stukanie w klawiaturę komputera czy ekran smartfona sprawia, że dążymy do jak największego ułatwiania sobie żmudnego procesu pisania. Komu by się chciało pisać „w ogóle” skoro można napisać „wgl”? Tendencja do skracania i okrajania języka pisanego w jego formie internetowej jest powszechna, nie dotyczy tylko i wyłącznie młodzieży. OK, może my, starsi, nie piszemy “wgl” czy “ogl”, ale czy znajdzie się na tej sali ktoś, kto zawsze pamiętał o polskich znakach w smsach, hę?

Skoro już zabrnęłam w rejony zamieszkałe przez dziwolągi typu “wgl” i “ogl”, proponuję małą ściągę z pisowni najmłodszej polszczyzny internetowej, rzecz bardzo przydatna podczas szpanowania w towarzystwie lub rozmów z małolatami:

nwm: nie wiem

wgl: w ogóle

sql: szkoła

mg: mogę

wsm: w sumie

sb: sobie albo siebie

tb: tobie

lb: lubię

ogl: ogólnie

c t m: co tam

c rb: co robisz

Oczywiście jest to tylko niewielkie zestawienie najpopularniejszych wyrazów, ale i z nich można ulepić zdanie o zwyczajnym znaczeniu i niezwyczajnym wyglądzie, jak to:  Ogl to mg sb isc do sql (Ogólnie to mogę sobie iść do szkoły). Wygląda trochę dziwnie, nieprawdaż? Ale kto wie, czy nie taka właśnie jest przyszłość potocznej polszczyzny… Bez polskich znaków, bez końcówek fleksyjnych, ortografia w zaniku, za to coraz większa dominacja znaków graficznych, typu “XD”. I co za tym wszystkim idzie – coraz większy uniwersalizm. Ciekawe, jakim językiem będą posługiwać się Ala i Zosia, kiedy wkroczą w wiek nastoletni… I czy jakaś część zwrotów, które są popularne teraz, będzie w powszechnym użytku i za kilka lat? Nie czuję się na siłach, aby prorokować cokolwiek, ale tak coś czuję, że XD przetrwa.

 

 

Większość wymienionych przeze mnie w tekście zwrotów wraz z definicjami pochodzi z propozycji zgłoszonych w plebiscycie „Młodzieżowe słowo roku”. Cała galeria dostępna jest tutaj