Przez ostatnie kilka miesięcy w moim literackim menu królował niepodzielnie Wojciech Chmielarz. Kilka tygodni temu przeczytałam jego najnowszą powieść, „Żmijowisko”, wczoraj skończyłam „Wampira” – pierwszą powieść z jego cyklu gliwickiego. Nieco wcześniej rzutem na taśmę pochłonęłam cały cykl książek o komisarzu Jakubie Mortce – miałam to szczęście, że Chmielarza odkryłam całkiem niedawno (Aga, to Twoja zasługa! Bardzo Ci dziękuję :)), miałam więc od razu kilka książek do przeczytania i nie musiałam czekać na kolejne premiery. W zeszłą środę słuchałam jeszcze długiej rozmowy Michała Nogasia z pisarzem w Radiu Książki, rozmowy poświęconej w dużej mierze najnowszej powieści Chmielarza, „Żmijowisku”. Tyle u mnie ostatnio było Wojciecha Chmielarza, więc nic dziwnego, że w końcu ten tekst musiał powstać.
Moje literackie spotkanie z Chmielarzem zaczęło się – jak to często u mnie bywa – zupełnie niechronologicznie. Pierwszą powieścią tego autora, którą przeczytałam, było „Osiedle marzeń”, trzecia część cyklu kryminalnego o śledztwach prowadzonych przez warszawskiego komisarza Jakuba Mortkę. Książka spodobała mi się na tyle, że zapolowałam w pobliskich bibliotekach na pozostałe pozycje z cyklu i pochłonęłam je w tempie ekspresowym, jak tylko wpadły w moje łapy. Podobały mi się wszystkie, chyba najmniej „Przejęcie”, choć to właśnie za tę powieść autor otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru. Najbardziej jak dotąd przypadły mi do gustu „Cienie”, które przypominają trochę ostatnie części cyklu Nesbo o Harrym Hole. Osią akcji są tu – podobnie jak u Nesbo – powiązania policji ze światem przestępczym i polityką, często sięgające wiele lat wstecz. Jest pasjonująco, wciągająco, zaskakująco. „Cienie” to ten rodzaj kryminału, od którego nie można się oderwać i jest to oczywiście zasługa kunsztu pisarskiego autora. Szczególny sentyment żywię też wobec „Farmy lalek”, kórej akcja toczy się w Kowarach (nazwa miejscowości została zmieniona w powieści). Ponieważ rok temu byliśmy w Kowarach, miałam okazję zobaczyć część miejsc opisanych przez autora: słynną niegdyś fabrykę dywanów; piękny gmach szpitala, przypominający bardziej pałac, a nie placówkę NFZ; wielki, stary park. To z tej powieści pochodzi jedna z bardziej zapadających w pamięć wypowiedzi postaci literackiej, którą potrafię zacytować, czyli pytanie, które zadaje Mortka w kowarskich sztolniach: „Dziewczynko, czyje to zwłoki?”. Chmielarz opowiadał w wywiadach, jak pomysł na tę powieść pojawił się, kiedy brał udział w akcji liczenia nietoperzy w starych sztolniach i wyobraził sobie, jak policjant odnajduje tam zaginioną dziewczynkę. Taka jest geneza historii z „Farmy lalek” i muszę przyznać, że od mocnej sceny autor zaczął wymyślać tę książkę.
Za co polubiłam pisarstwo Chmielarza? Przede wszystkim za jakość. O matko, brzmi to tak, jakbym zachwalała jakiś szampon czy jogurt… Ale książki Chmielarza to naprawdę pisarstwo wysokiej jakości. Nie ma tu zbędnych fragmentów, dłużyzn, w dodatku autor “Cieni” do perfekcji opanował sztukę mylenia czytelnika i zaskakiwania tuż przy końcu książki – w tym jest naprawdę dobry. Dla jego książek robię wyjątek od mojej często stosowanej reguły i pilnuję się mocno, by nie sprawdzać w trakcie czytania, co będzie dalej; nie chcę pozbawiać się przyjemności przeżycia końcowego zaskoczenia. No, po prostu: pan Wojciech potrafi pisać i na szczęście nie waha się korzystać ze swego talentu.
Książki Wojciecha Chmielarza są godne uwagi nie tylko z powodu wyjątkowych umiejętności pisarskich ich autora – warto je znać także i dlatego, że Chmielarz dotyka wielu aktualnych i ważnych spraw, a prezentowane problemy przedstawia wiarygodnie i z wyczuciem, bez pouczania czy moralizatorskiego zadęcia. W jego powieściach pojawiają się między innymi kwestie obecności Romów w lokalnej, małej społeczności, korupcji w policji, przemocy domowej, związków polityki z półświatkiem. Dla mnie takim superważnym tematem, w dodatku obecnym w każdej powieści Chmielarza pod różnymi postaciami, jest wątek relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi. Te relacje zazwyczaj są, mówiąc najogólniej, skomplikowane i dalekie od ideału. Niezależnie od tego, czy jest mowa o relacjach rodziców z kilkuletnimi czy nastoletnimi dziećmi, czy może chodzi o związki dojrzałych już ludzi – zawsze w relacjach tych wyczuwa sie napięcie. Właściwie to trudno jest mi znaleźć postaci pojawiające się w książkach tego autora, czy to na pierwszym, czy dalszym planie, które miałyby w miarę poukładane, zdrowe życie rodzinne. Przyjrzyjmy się bliżej: bohater czterech powieści Chmielarza to Jakub Mortka, rozwodnik starający się nie tracić kontaktu ze swymi dwoma synami, z którymi już nie mieszka. Okoliczności mu sytuacji nie ułatwiają (brak własnego mieszkania, nowy związek byłej żony, przeniesienie na służbę do innej miejscowości), nic więc dziwnego, że Mortka stopniowo kontakt z dziećmi traci i z czasem synowie stają się dla niego czymś w rodzaju pozycji na liście obowiązków do odhaczenia. Mortkę częściowo tłumaczy cytat, przytoczony na pierwszej stronie „Podpalacza”, który idealnie opisuje tego bohatera: „Prawdę mówiąc, jestem okropnie nudny, pani Marcus. Odebrać mi mój zawód i mnie nie ma”. Jakub Mortka to włąśnie ktoś taki: dla niego liczy się tylko praca, reszta : niespecjalnie dba o to, gdzie i jak mieszka, jak wygląda, co je, przez swoje skrajne zaangażowanie w pracę w dużej mierze rozpada się jego małżeństwo. Nic dziwnego, że z obowiązkami służbowymi stopniowo przegrywają także i synowie komisarza. Bo nawet jeśli bohater „Podpalacza” i „Osiedla marzeń” zajmuje sie dziećmi i poświęca im swój czas – to myślami często jest gdzie indziej i czytelnik nie czuje specjalnej bliskości pomiędzy nim a synami.
Tej bliskości nie ma też pomiędzy dorosłymi a dziecięcymi bohaterami „Żmijowiska”. Powieść jest reklamowana jako thriller psychologiczny, i pewnie tak jest, ale dla mnie bardzo dużą jej część autor skupił właśnie wokół relacji dzieci-rodzice. Trzon akcji stanowi zaginięcie nastoletniej córki pary bohaterów, Ady, której ojciec powraca rok po tragicznych wydarzeniach, aby podjąć raz jeszcze poszukiwania. Bohaterem zbiorowym powieści jest grupa trzydziestolatków, przyjaciół z czasów studenckich, którzy z całymi rodzinami spotykają się na urlopie w gospodarstwie agroturystycznym. Brzmi to jak opis zwyczajnych, rodzinno-przyjacielskich wakacji, ale w rzeczywistości obraz jest nieco inny. Jeszcze przed zniknięciem Ady atmosfera w tytułowym Żmijowisku jest daleka od sielanki: pojawiają się napięcia pomiędzy dorosłymi, a dzieci stanowią nieco niewygodne tło dla tych konfliktów. Czytając książkę odnosiłam wrażenie, że dorośli tylko patrzą, jakby tu pozbyć się dzieci i odpocząć od ich absorbującego towarzystwa. To akurat brzmi trochę znajomo, prawa? Kto z nas choć raz nie był na takich wakacjach w wiekszej grupie i cieszył się, że dzieciaki mają towarzystwo dzieci znajomych i dzieki temu my, dorośli, mamy choć chwilę spokoju? Albo że na campingu jest oferta animacyjna dla dzieci i można je spokojnie „sprzedać” na kilka godzin, zyskując w ten sposób przyjemny odpoczynek od nieustannego towarzystwa własnych pociech? Znamienne, że w powieści brakuje scen opisujących, jak rodziny wypoczywają, spędzając czas razem: Ada głównie przesiaduje z telefonem; jej brat, dwuletni Ignaś, jest trochę jak męcząca kula u nogi rodziców, chcących zaznać urlopowej swobody. Zresztą sceny opisujące, jak Kamila lub Arek zajmują się Ignasiem są przekonujące i prawdziwe. Wakacje wakacjami, ale przecież jest cała długa lista tych wszystkich męczących czynności, które (pomimo urlopu) i tak trzeba wykonać, odpoczywając z małym dzieckiem: trzeba je nakarmić, przewinąć, ubrać, uśpić, wyprowadzić na spacer, przypilnować… Już pisząc te słowa czuję się zmęczona. Powieściowi rodzice zajmując się Ignasiem tak naprawdę nie skupiają się na samym dziecku, tylko marzą o tym, aby odbębnić swoją kolejkę opieki nad potomkiem i zwiać, aby zająć się „prawdziwym” wypoczynkiem. Nie inaczej wygląda sytuacja w przypadku relacji piętnastoletniej Ady ze swoimi rodzicami: ich rozmowy opisane w książce są krótkie, zdawkowe, niespecjalnie ciekawe. Znacznie więcej o Adzie dowiadujemy się z jej rozmowy z Adaomą, partnerką Roberta, którą dziewczyna poznaje podczas wakacji.
Kolejne pary rodzice-dzieci również nie prezentują się lepiej: rodzice Sabiny-Merry przenoszą się na prowincję z Trójmiasta niby z troski o córkę i jej przyszłość, ale w rzeczywistości jako tło przeprowadzki mocno zaznacza się opcja ubicia dobrego interesu i nieco mętna przeszłość zawodowa ojca Merry. Gospodarze agorturystyki, małżeństwo z trojgiem dzieci – podobnie, ich związki z dziećmi dalekie są od ideału, a stary Szuwar (ksywa brzmi świetnie, swoją drogą), właściciel ziemi, na której znajduje się agroturystyka, ukrywa dość nieciekawą tajemnicę rodzinną. Sporo tego, jak na jedną powieść.
W cyklu gliwickim, którego jak dotąd przeczytałam jedną część, powieść „Wampir” – wątek relacji rodzice-dzieci jest także obecny na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim pojawia się w relacjach głównego bohatera, Dawida Wolskiego, z ojcem i najbliższą rodziną. Mateusz Polak, którego śmierci dotyczy prowadzone przez Wolskiego dochodzenie, również miał skomplikowaną sytuację rodzinną; jak bardzo skomplikowaną – ukazuje zakończenie powieści, które kompletnie mnie zaskoczyło.
Chmielarz we wszystkich swoich książkach maluje dość pesymistyczny obraz współczesnych rodziców i ich relacji z dziećmi. Bycie rodzicem jawi się jako męczący obowiązek do odbębnienia, składający się z nudnych i powtarzalnych czynności, które trzeba wykonać w określonym czasie. A kiedy już dzieciak osiągnie wiek względnej samodzielności, spod władzy rodzicielskiej płynnie przechodzi we władzę mediów społeczościowych i telefonu komórkowego. Niewesoło. Podczas lektury tych książek naszła mnie następująca konkluzja: bohaterowie deklarują, że rodzina jest dla nich wszystkim, są w stanie dla rodziny zrobić i poświęcić wiele, ale jakoś nie widać, żeby z relacji rodzinnych czerpali szczęście i satysfakcję. Wręcz przeciwnie: rodzina oznacza dla nich zmęczenie, konflikty, w skrajnych przypadkach – zło i krzywdę.
Brzmi niepokojąco pesymistycznie, ale też – niestety – niepokojąco prawdziwie. W ogóle z realizmem u autora „Żmijowiska” jest bardzo dobrze. Aż za dobrze nawet. Czytając tę powieść cały czas łapałam się na tym, że pewne opisywane przez Chmielarza zwroty czy sytuacje znam bardzo dobrze z rzeczywistości. Grupa przyjaciół ze studiów wybierająca się razem na urlop, przy czym tylko część z nich to „prawdziwi” przyjaciele, a część uczestników to „osoby towarzyszące”, nie czujące się zbyt swobodnie w tej grupie; Ada o koleżance, która odbija jej chłopaka wyraża się „tępa dzida”; bogaty i snobistyczny Robert gustuje w piwach rzemieślniczych, czyli „kraftowych”; szef Arka serwuje mu przemowę, która spokojnie mogłaby zabrzmieć w niejednej firmie.
Po lekturze prawie wszystkich książek Chmielarza śmiało mogę powiedzieć, że ten pisarz nie zawodzi. Podobały mi się wszystkie jego książki (nie przeczytałam tylko powieści „Zombie”) i ciężko mi znaleźć jakąś słabszą pozycję, ponieważ – na szczęście – autor cały czas trzyma wysoki poziom. W jego powieściach nie ma zbędnych fragmentów, przydługich wywodów, nieśmiesznych żartów. Bohaterowie są nakreśleni precyzyjnie i wiarygodnie, choć – szczerze mówiąc – rzadko budzą sympatię czytelnika. Tym bardziej doceniam kunszt pisarski Chmielarza, bo jego powieści nie czyta się, aby wpaść w odwiedziny do ulubionej postaci literackiej, jego powieści czyta się po to, by zostać zaskoczonym, wyprowadzonym w pole i jeszcze pod koniec uderzonym obuchem w łeb. We wspomnianej już wyżej rozmowie z Michałem Nogasiem Chmielarz nieco kokieteryjnie nazwał się „pisarzem rozrywkowym” – i ja osobiście nie widzę w tym określeniu niczego złego. Jako czytelnik w książkach, po które sięgam, szukam różnych rzeczy: emocji, napięcia, wiedzy, materiału do przemyśleń, pomysłów do nowych tekstów, a także – last but not least – rozrywki. Najlepiej, jeśli jest to rozrywka godziwa, i tu właśnie taką mamy. Jeśli już mam się bawić w jakieś klasyfikacje i szufladkowanie, to przyznam się po ciuchu, że na temat Chmielarza stworzyłam sobie swoją własną cichą teorię. Otóż moim zdaniem autor „Cieni” jest na najlepszej drodze do stania się takim pisarzem, jakim chciał zostać Remigiusz Mróz (o którym pisałam kiedyś tutaj): pisarzem uwielbianym przez czytelników, wydawców i krytyków, twórcą płodnym, próbującym (z sukcesem) sił w różnych rodzajach powieści, nie unikającym tematyki społecznej i trudnych tematów, ale przedstawiającym je w sposób przystępny, a zarazem prawdziwy. Gdybym była złośliwa, dodałabym jeszcze coś na temat staranności pisarskiego researchu i rzetelnej redakcji książek, ale wszyscy wiemy, że po niedawnych listach otwartych Jakuba Ćwieka i Marcina Wrońskiego nic w tej kwestii lepiej już nie dodawać. Nie rozpisując się więc za bardzo – Mrozowi jak dotąd sztuka stania się takim pisarzem, jak to wyżej opisuję, nie wychodzi (w mojej subiektywnej ocenie). Za to Chmielarzowi wróżę (znów subiektywnie) całkiem niezłą przyszłość – jest on człowiekiem młodym (rocznik 1984), debiutował jako powieściopisarz zaledwie sześć lat temu, a już ma na koncie sporo literackich osiagnięć (stworzył dwa popularne cykle kryminalne, ostatnio opublikował thriller psychologiczny, pięciokrotnie był nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru, którą otrzymał w 2015 roku), w najbliższym czasie będzie współtworzył scenariusz do filmowej adaptacji „Cieni”. Wprawdzie siedem powieści napisanych w ciagu sześciu lat to nic przy rekordach Mroza (dla przypomnienia: wydaje on w lipcu swoją czwartą w tym roku książkę), ale i tak jest to niemało. Dla mnie jest to nawet dużo. Jeśli Chmielarz dalej będzie szedł jak burza, to martwię się tylko o zapewniene sobie wystarczającej ilości wolnego czasu na spokojne zatopienie się w lekturze i swój budżet. Muszę bowiem ze wstydem wyznać, że dla „Żmijowiska” wyłamałam się ze swojego postanowienia rezygnacji z kompulsywnego kupowania książek. No, ale nie byłam w stanie czekać, aż powieść pojawi się w bibliotece i nadejdzie moja kolej na wypożyczenie, to oznaczałoby długie tygodnie oczekiwania… Dlatego właśnie to zdjęcie „Żmijowiska” ilustruje niniejszy wpis, pozostałe powieści udało mi się wypożyczyć. Złamałam się dopiero przy ostatniej :).
W niedawnej rozmowie z Nogasiem pisarz zdradził, że ma w planach powieść poniekąd opowiadającą o polskiej szkole. Jeśli faktycznie taka książka powstanie, to może od razu zrobię sobie dyspensę na zakup niekontrolowany. Jak dla mnie – taka zapowiedź jest więcej niż interesująca, temat rodzimego szkolnictwa jak żaden inny żywo mnie dotyczy i obchodzi. Chmielarz piszący o środowisku szkolnym: to by było coś! Wystarczy tylko uzbroić się w cierpliwość, czekać i mieć nadzieję, że autor odkryje w sobie bezkresne pokłady weny.