Jak każdy człowiek, i ja mam moje małe nawyki i przyzwyczajenia: kawę lubię najbardziej pić w moim niebieskim kubku, nie uznaję noszenia kapci, nie używam zakładek do książek i słucham konkretnej stacji radiowej. Nie bardzo lubię, gdy okoliczności zmuszają mnie do porzucenia tych różnych nawyków – w końcu, jak głosi niegłupie przysłowie, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.
Jeśli chodzi o moje nawyki radiowe, to miałam ponad dwa lata spokoju. Ostatnią wielką zmianę przeszłam, kiedy Radio Roxy, którego słuchałam zamiennie z Trójką, przekształciło się w 2014 roku w Rock Radio. Przerzuciłam się wtedy całkowicie na Trójkę. Był to w pewnym sensie powrót na stare śmieci: moim pierwszym radiowym wspomnieniem jest lecąca z “kasprzaka” muzyczka z “Powtórki z rozrywki” oraz “Rycerzy trzech”. Poza tym wytłumaczyłam sobie, że w sumie to i lepiej, bo latka lecą i może już mi nie wypada słuchać w drodze do pracy dialogów Kędzierskiego z realizatorem Rafałem (przy czym udział Rafała w dialogach był znikomy), a poranne żarty magistra Migały lepiej zamienić na żarty Wojciecha Manna.
Chwilę trwało, zanim wyrobiłam sobie nowe nawyki, ale się udało, tym bardziej, że Trójka oferowała znacznie więcej niż Roxy w sferze kulturalno-informacyjnej, a Rock Radio (powstało w miejsce Roxy) okazało się dla mnie rozgłośnią całkiem nie do przyjęcia.
Z czasem moja codzienna ramówka zestroiła się pięknie z ramówką trójkową, i nostalgia za czasami Roxy mijała. A że okres tych zmian przypadł u mnie na końcówkę ciąży i urlop macierzyński, to radia słuchałam naprawdę dużo i był czas na wyrobienie nowych zwyczajów. Rano kawka, do kawki koniecznie Marcin Łukawski – nic, tylko słuchać. Uwielbiam. W poranki piątkowe obowiązkowo Wojciech Mann, i choć nie do końca trafia on w moje muzyczne gusta, to jakoś jestem w stanie się przełamać, w dodatku gościnnie odwiedzają go Michał Nogaś z książkami i dr Andrzej Kruszewicz ze zwierzętami.
Potem słuchało się “Salonu politycznego Trójki”, choć w zasadzie to uważniej słuchałam, kiedy prowadził Marcin Zaborski – jestem jego zdeklarowaną fanką. Świetny radiowy głos i najwyższej próby dziennikarstwo, dziennikarz zawsze przygotowany na szóstkę z plusem (swoja drogą, ciekawe, czy w szkole zdarzało mu się zgłaszać “np” lub brak zadania… jakoś wątpię). Polubiłam trójkowe serwisy informacyjne i głosy Tomasza Ławnickiego, Małgorzaty Spór, Anny Zaleśnej-Sewery. No co zrobić – człowiek się przyzwyczaja, a do dobrego to się przyzwyczaja dwa razy szybciej.
Kończył się radiowy poranek, a zaczynało “Do południa”: najbardziej lubiłam programy wtorkowe prowadzone przez Michała Nogasia. Zosia sobie ucinała drzemkę, ja gotowałam lub sprzątałam, w tle szemrało radio, głosem Nogasia opowiadając, co tam nowego w świecie wydawniczym. Pasowały mi też powieści czytane tuż przez dwunastą, choć do szału mnie doprowadzało i wciąż doprowadza fatalne akcentowanie Barbary Marcinik, redagującej te audycje. Nie mogę pojąć, jak ktoś, kto mówi: “MUzykaaa Jaaaaan DuszyńSKI” może odpowiadać za radiowe programy kulturalne. Żeby nie było, że tak tutaj słodzę i słodzę, są w końcu pewne rzeczy, do których się nie przyzwyczaję i które zawsze mnie będą wkurzać – zaraz do tego zresztą dojdziemy.
O 12 słuchałam sobie programu Kuby Strzyczkowskiego, który lubię, choć zdecydowanie bardziej pasują mi piątkowe popołudnia w jego wydaniu. I prawie zaakceptowałam to jego irytujące przerywanie dzwoniącym słuchaczom.
Po godzinie 13 moja prywatna ramówka nieco się rozmijała z radiową, ponieważ zajmowałam się kwestiami logistyczno-szkolno-wychowawczymi. Radio powracało popołudniami, ostatnim akcentem radiowego dnia był dla mnie zazwyczaj “Puls Trójki”, czasem “Aksamit” lub “Program alternatywny”.
Choć muzycznie zawsze będę tęsknić za Radiem Roxy (niestety nie ma stacji, która nadawałaby the XX, Archive, the Editors, Bat for Lashes z taką częstotliwością, jak kiedyś Roxy), to moje nowe radiowe przyzwyczajenia jakoś mi zrekompensowały te braki. I właśnie kiedy te radiowe nawyki się już przyjemnie ustabilizowały, zaczęły się zmiany. Ale nie takie, jak w przypadku Roxy, kiedy było wiadomo, że od danego dnia radio zmieni nazwę i zamiast Noviki czy Maxa Cegielskiego w eterze pojawi się Kuba Wojewódzki. Wiadomo było, że business is business i Agora zdecydowała tak, a nie inaczej – nic się na to poradzić się nie dało. W przypadku Trójki jest zupełnie inaczej: jakby tornado przechodziło co jakiś czas przez różne redakcje i zabierało sobie z nich to i owo. Najpierw zniknął Jerzy Sosnowski i Joanna Mielewczyk (Matka Polka Feministka), tornado posprzątało też redakcję informacyjną – zabrało Marcina Zaborskiego, Tomasza Ławnickiego. Nie bardzo wiadomo, czego się jeszcze spodziewać i to mnie martwi. Nie wspominam już nawet o tym, jak bardzo taka sytuacja musi dotykać samych dziennikarzy.
Czuję, że znów nadchodzi czas przymusowego zrewidowania moich radiowych przyzwyczajeń. Niestety. Rano jeszcze mogę posłuchać Trójki, ale wtorkowego “Do południa” nie poprowadzi już Michał Nogaś. Świetnego Marcina Zaborskiego i jego rozmów z politykami można posłuchać, owszem, ale na antenie radia RMF. Trzeba zrobić mały antenowy rekonesans, a potem zwinąć swoje słuchawki i zabrać je w inne miejsce. I może już tym razem nie przyzwyczajać się za bardzo.