Rzadkie okazy

Nasza podmiejska wiocha jest, jak sądzę, wiochą jakich tysiące w naszym pieknym kraju. Nowe domy dryfują po morzu kostki brukowej, otoczonym obowiązkowym szpalerem tuj: to nadeszło nowe. Ale na wielu starszych podwórkach wciąż jeszcze grzebią kury i człapią kaczki, a wieczorami ze starych drewnianych stodół wylatują nietoperze.
Na naszym relatywnie nowym podwórku nic nie kwacze ani nie pieje, co nie znaczy, że nie zamieszkuje go żadne stworzenie. Otóż wystarczy rozejrzeć się po najbliższych metrach kwadratowych i przejść na krótki spacer, aby stanąć oko w oko z dość niezwykłymi stworzeniami.
Weźmy na przykład tę oto gąsienicę:
Nawet nie bardzo wiadomo, gdzie głowa, a gdzie tył…
Nie mam pojęcia, co to za gatunek i w co się przekształca, ale ta owłosiona gąsienica wygląda, jakby przyleciała na swoim liściu z innego wymiaru. Nigdy nie widzialam podobnego stwora. Przebiła nawet swą niezwykłością ogromną gąsienicę, którą widziałyśmy z dziewczynkami na spacerze mniej więcej rok temu, a o której napisałam tutaj. Tak czy owak – wychodzi na to, że nasza okolica obfituje w oryginalne gąsienice. Jeśli ktoś jeszcze ma podobnie – proszę dać znać!
Teraz zapraszam w inną część naszej działki: proszę tylko patrzeć uważnie pod nogi! Na pewno nikt nie chce rozgnieść podczas spaceru małej ryjówki:
Ryjówka uwieczniona na zdjęciu została znaleziona przez Zuzię w czerwcu tego roku. Oczywiście moja córka-miłośniczka przyrody od razu wystąpiła z propozycją adoptowania i udomowienia zwierzątka, którą to propozycję niezwłocznie odrzuciłam. Zgodziłam się kiedyś na świnki morskie, teraz na rybkę, co przy czworgu dzieci i tak stanowi niezły wynik.
Ale muszę przyznać, że ryjówka w bezpośrednim kontakcie sprawia sympatyczne wrażenie. To milutkie małe stworzonko, które jest w dodatku bardzo pożyteczne (zjada robale, larwy i inne takie). Gdyby ryjówki dało się hodować w warunkach domowych, pewnie dałabym się namówić na przyjęcie pod dach takiej sympatycznej amatorki pająków. Niestety, jest jak jest, i musi mi wystarczyć ten sporadyczny kontakt plus kilka zdjęć.
Podobnie zresztą jest w przypadku kreta.
Od razu rozwieję wszelkie wątpliwości: zamieszczone poniżej zdjęcie nie jest ostatnim, na którym ów kret jest żywy. Nic z tych rzeczy, nie zaliczam się do fanatyków nieskazitelnych trawników, którzy stosują jakieś wybuchające ustrojstwa, aby skazać krety na śmierć w męczarniach. Tego konkretnego kreta wygrzebującego się z kopca złapała 2-3 lata temu Zuzia (któż by inny?). Ja oczywiście byłam za tym, żeby go wypuścić gdzieś dalej, ale Zuza mnie przekonała, że kret jest “zbyt milutki” i jako taki powinien pozostać tu, gdzie jego (i nasz) dom. Kret naprawdę okazał się niewiarygodnie milutki i puszysty, ma bardzo gęste futerko i ogólnie jest – podobnie jak ryjówka – stworzeniem, które budzi moja sympatię. Tylko te kopce “upiększające” nasza działkę na wiosnę…



Po krótkim przeglądzie rzadkich okazów fauny, jakie można zaobserwować i pogłaskać na naszym trawniku, czas przenieść sie nieco dalej. Wystarczy krótki spacerek do domu sąsiadki – Pani Stasi. Pani Stasia ma i psy, i koty, i perliczki, i kury. Od tego roku także i kaczki.

Ale niech Was, Drodzy Czytelnicy, nie zmyli zwyczajny wygląd tych leżących na trawie kaczek. Ja też myślałam, że to zwykłe kaczki, kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy.  Ale wystarczyło, że stadko moich córek wybiegło naprzeciw stadku tych szaro upierzonych kaczek, i oto, co zobaczyłam:

 

Nagle okazuje się, że sąsiadka hoduje niesamowite pingwino-kaczki, w dodatku w pięknych modnych szarościach! Po małym internetowym rozeznaniu dowiedziałam się, że te dziwnie pionowe kaczki to biegusy indyjskie, pochodzące w rzeczy samej z Azji. Ha! Kto by pomyślał – indyjskie kaczki na mojej wsi, tylko kilkaset metrów domu!
Na kolejny niecodzienny ptasi okaz natrafiłam na wiosnę na mojej stałej trasie spacerowej. Ptak w masce Zorro siedział sobie na przewodach elektrycznych, i coś tam poświstywał.
Na któryś spacer zabrałam ze sobą aparat i na zdjęciu mogłam w końcu zobaczyć, kto zacz. Tym razem z pomocą w identyfikacji ptaka przyszedł mi nie google, lecz Adam Wajrak: jego książka (“To zwierze mnie bierze”) i program poświęcony srokoszom pt.: “Zabójca zostawia ślad”. Zaintrygowani? Gąsiorek – bo to jego elegancką sylwetke widać na zdjęciu – podobnie jak i opisywany przez Wajraka srokosz jest dzierzbą. Dzierzby nie obserwują okolicy ot tak sobie, bo lubią podziwiać widoki. Wypatrują ofiar (dużych owadów lub małych gryzoni), które potem przechowuja w swego rodzaju spiżarni: nadziewając je na kolce głogu czy innych roślin. Nic dziwnego, że jedna z bohaterek sagi Sapkowskiego o wiedźminie, Dzierzba właśnie, miała podobnie makabryczne zwyczaje w odniesieniu do swoich ofiar.
Kolejny punkt obserwacyjny gąsiorka – uschłe drzewo przy domu sąsiadów

Indyjskie kaczki, ryjówka, kret czy kolorowa gąsienica no name: okazuje się, że spotykane na trawniku pod domem i widziane z bliska stają się niecodzienną atrakcją nie tylko dla dzieci, ale i dla nas, dorosłych.