Moja galeria grozy

Miałam szczery zamiar zagłębić się w arcyciekawy temat ubezpieczeń szkolnych, ale jakoś mi na to przeszła ochota. Za dużo już chyba tej szkoły ostatnio, i w moim życiu, i na blogu, więc sobie chwilowo odpuszczę. Inna sprawa, że zupełnie przypadkowo niedawno wypłynął temat, który jest dla mnie chyba zawsze aktualny i emocjonujący: temat robali. Mało jest istot czy sytuacji, które wzbudzają u mnie równie wielki strach, jak właśnie robale. Do przyrody nic nie mam, ba, […]

Nie tylko wilka ciągnie do lasu

Mnie na przykład też. Szczególnie o tej porze roku, kiedy skończyły się już letnie upały, a zewsząd atakują człowieka zdjęcia dorodnych prawdziwków, kozaków i innych grzybowych wspaniałości. Grzyby grzybami, ale teraz jest naprawdę idealny czas na spacery po lesie. Można pozbierać to i owo na sos do obiadu, ale można też poszwendać się bez celu w przyjemnym chłodzie, popodziwiać malownicze dolinki i skarpy, wiekowe dęby i buki, i po prostu odpocząć. Najlepiej jest mieć jakiś […]

Nalot podlotów

W zeszły czwartek siedziałyśmy sobie z Alą przy stole. Ala zmagała się z jednymi z ostatnich w tym sezonie zadań z matematyki, a ja wymyślałam jej kilka dodatkowych przykładów typu: 168-79. Kolejne nudne popołudnie w trakcie roku szkolnego. Tak sobie siedziałyśmy, każda zajęta swoją kartką, a tu nagle coś dziwnie stuknęło w okno. I znowu: stuka i stuka. Patrzymy z Alą w stronę okna, czyli jakieś dwa metry od stołu, przy którym siedzę, i w […]

Jak polubiłam bieganie o piątej rano

  Ostatnio przy okazji publikacji zdjęcia z siatką śmieci wyznałam, że od dwóch miesięcy biegam trzy razy w tygodniu. Kiedy to napisałam, aż sama się zdziwiłam, że już dwa miesiące trwam w tym bieganiu – nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, a do regularnego biegania podchodziłam już kilkukrotnie. Zawsze było mniej więcej tak: ok, jest sobota, to idę pobiegać, i ani się obejrzałam, a tu była sobota trzy tygodnie później, a ja ponownie wygrzebywałam […]

Chomik: studium przypadku

Gdzieś tak w połowie stycznia Zuza zagadnęła: – Wiesz, mamo, Dominika ma znowu małe chomiki. – Taaa? – Pamiętasz, kiedyś miała ich tak dużo, potem nie miała wcale, a teraz ma dwa dorosłe i pięć małych. – O, to faktycznie, dużo tych chomików ma. – Tak, ale w zasadzie wszystkie już obiecała komuś, fajnie nie? – Fajnie, fajnie – moja uwaga odpłynęła gdzieś daleko od losów chomiczej rodziny, zapewne w stronę najbliższego obiadu. Wtedy nie […]

Rzadkie okazy

Nasza podmiejska wiocha jest, jak sądzę, wiochą jakich tysiące w naszym pieknym kraju. Nowe domy dryfują po morzu kostki brukowej, otoczonym obowiązkowym szpalerem tuj: to nadeszło nowe. Ale na wielu starszych podwórkach wciąż jeszcze grzebią kury i człapią kaczki, a wieczorami ze starych drewnianych stodół wylatują nietoperze. Na naszym relatywnie nowym podwórku nic nie kwacze ani nie pieje, co nie znaczy, że nie zamieszkuje go żadne stworzenie. Otóż wystarczy rozejrzeć się po najbliższych metrach kwadratowych […]

Bliskie spotkania trzeciego stopnia

W ostatnich dniach jestem skutecznie odciągana od pisania przez egzaminy w szkole muzycznej moich córek, jak również przez Roberta Galbraitha aka J.K. Rowling. Ale właśnie nadarza się idealna okazja na dokończenie kolejnego wpisu w moim małym cyklu przyrodniczym  (spokojny wieczór, młode zajęte swoimi sprawami, najmłodsza – szczęśliwie już śpi, Ukochany Mąż robi wieczorny obchód winorośli), więc grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Niewątpliwym plusem mieszkania poza miastem jest bliskość tzw. łona przyrody. Fajnie jest wybrać się […]

Hotelarze, hodowcy i ratownicy

Na pomysł z założeniem hotelu wpadła Zuza ostatniego lata. Nie wiem, skąd jej się to wzięło, chyba zobaczyła zdjęcie takiego hotelu w jakiejś gazecie – w każdym razie wierciła mi dziurę w brzuchu przez dobre kilka tygodni, aż w końcu uległam. Jako główny inwestor nie ryzykowałam wiele: zaledwie kilkanaście złotych. Wprawdzie zobaczyłyśmy w TK Maxx’sie wypasione hotele za kilkadziesiąt złotych, ale jako że całe przedsięwzięcie miało być eksperymentem – zdecydowałyśmy się na hotel w wersji […]

Ja i ornitologia

Wychowałam sie w typowym polskim blokowisku z wielkiej płyty. Jako dziecko z tegoż blokowiska wyniosłam w dorosłość przekonanie, że jeśli chodzi o ptaki, to dzielą się one na wróble, gołębie i może jeszcze gawrony. Chyba, że jesteśmy akurat z wizyta w zoo, wtedy lista się wydłuża. Przeprowadzka na wieś w kwestii ptaków zmieniła początkowo tylko jedną rzecz: ucieszyłam się, że nie ma tu gołębi, których szczerze nie cierpię. Mam nadzieję, że moją niechęć zrozumie każdy, […]