Idę o zakład, że dla wiekszości z Was hasło „dzień spędzony w Jaworznie” nie zabrzmi specjalnie atrakcyjnie. Do wczoraj miejscowość tę znałam tylko z drogowskazów przy A4. No i może jeszcze kominów elektrociepłowni, które trudno jest przeoczyć jadąc tą właśnie drogą. Okazuje się, że Jaworzno ma do zaoferowania znacznie więcej, niż elektrociepłownię, powiem więcej: dzień spędzony w Jaworznie może być i przyjemny, i niezwykle interesujący, a to wszystko dzięki dwóm parkom. Oferta tych parków jest naprawdę zróżnicowana, zgodnie z zasadą „dla każdego coś miłego”: po wizycie w Jaworznie jest co wrzucić na Instagram, jest i szansa na relaks w pięknych okolicznościach przyrody, można też liznąć trochę wiedzy geologicznej, a nawet wykopać szkielet dinozaura.
Na informacje o Parku Gródek trafiłam niedawno w internecie; na fali popularności krajowych kierunków wakacyjnych rodzime media zalała fala inspiracji i must-see. Właśnie w takich okolicznościach trafiłam na tekst o „polskich Malediwach” lub – skromniej – „polskiej Chorwacji”, czyli o Parku Gródek w Jaworznie. Lazurowa woda z duecie z krętym drewnianym pomostem faktycznie wyglądała jakoś tak mało lokalnie. Cóż, pomyślałam, na Malediwy w tym roku (podobnie jak i w latach poprzednich) raczej nie pojedziemy, więc zobaczmy przynajmniej ten park. Akurat mam tydzień urlopu (a Ukochany Mąż pracuje), więc nadarzyła się idealna okazja, aby zapakować córki do auta i zabrać na babski wyjazd do Jaworzna, bo Park Gródek to nie jedyna tamtejsza atrakcja.


Pomyśleć tylko, że gdyby nie problemy finansowe Zakładów Dolomitowych Szczakowa, tego pięknego miejsca jakim jest Gródek pewnie by nie było. Historia parku zaczyna się bowiem w 1997 roku, kiedy to Zakłady spóźniały się z zapłatą rachunków za energię elektryczną. W efekcie prąd firmie odcięto, a w kamieniołomie stanęło wszystko, z pompami na czele. Kiedy prądu zabrakło, woda swobodnie popłynęła i kilkanaście godzin zalała całe wyrobisko; to właśnie od zalanego ponad 20 lat temu sprzętu jeden ze stawów w Parku Gródek nosi nazwę Koparki. Nawiasem mówiąc – stojąc na położonym na klifie punkcie widokowym można dostrzec w wodzie zarys czegoś, co wygląda jak koparka czy dźwig. Można też dostrzec nurków – nie bez powodu Park Gródek mieści się bowiem przy ulicy Płetwonurków. Nurkowie mają nad stawem Koparki swoją bazę, dlatego też dostep to tego stawu jest ograniczony. Ale bez ograniczeń można go podziwiać z góry: a jest co podziwiać, bo woda ma niezwykły, głęboki odcień turkusu. Niemalże jak chorwacki Adriatyk – gdyby nie te koparki na dnie i wielkie ciemne ryby wpływające na mielizny (chyba amury), można by się zapomnieć i przez chwilę poczuć jak w Chorwacji.

Skoro poznaliśmy już historię tego miejsca, cofnijmy się jeszcze do wejścia parku. Wejść jest w zasadzie kilka – my weszłyśmy wejściem bocznym. Zanim przyjemna, zacieniona ścieżka doprowadzi nas nad stawy, miniemy bacówkę i zagrodę, która wg tablicy infrmacyjnej była kiedyś domem sympatycznego osiołka. Obok znajdują się ogrodzone łąki, wyglądające jak miejsce wypasu owiec czy kóz – i faktycznie, zaraz trafiamy na tablice ze zdjęciami owiec; samych zwierząt jednak nie uświadczymy (ku wielkiemu rozczarowaniu Zosi). Może i dobrze, inaczej nie byłoby tych łąk. Są też kolejne tablice infomacyjne, tym razem – prezentujące planety Układu Słonecznego. W mocno edukacyjnej atmosferze docieramy do punktu widokowego, z którego rozciąga się widok na Staw Koparki, same koparki (tzn. ich czubki), na nurków i klify. Jest pieknie, pusto i stromo.

Po wykonaniu solidnej porcji zdjęć ruszamy dalej, po chwili docierając do schodów prowadzących po zboczu w dół, nad sam staw Wydra. Uwaga – schody są dość strome i długie, jeśli macie ze sobą jakikolwiek wózek, najlepiej korzystać z głównego wejścia do parku i tamtędy dotrzec nad staw. To właśnie Wydra (w sensie: staw) widnieje na wszystkich stylizowanych na Chorwację/Malediwy zdjęciach, które pojawiają się po wpisanie odpowiedniego hasła w wyszukiwarkę. Woda w Wydrze jest jaśniejsza niż w Koparkach (jak to brzmi!), a jej kolor oraz strome klify mozna podziwiać z drewnianej kładki i altanek, które zbudowano wzdłuż brzegu. Także i tu widać skutki tegorocznej suszy: gdyby nie ona, kładki zapewne biegłyby nad wodą, a nie suchym piachem i kamieniami.



O ile starsze córki doceniły urok kładki i altanek, to Zosia wybrała okładanie kamieni na brzegu stawu błotem („ale miękkie to błoto, mamo!”). Generalnie: dla każdego coś miłego, każdemu się podobało, i chyba o to chodzi.
Kierując się w stronę wyjścia przechodzimy jeszcze obok kolejnej altanki z rzeźbą wydry (a jakże), cały czas idąc piekna, kwietną łąką. Nad głowami co chwilę przelatują nam jaskółki brzegówki, które zapewne gniazdują na zboczach kamieniołomu. Aż trudno uwierzyć, że w tym urokliwym miejscu, tak wspaniale zrewitalizowanym, kiedyś znajdowało się wyspisko śmieci!
Park Gródek to także Arboretum, które tylko pobieżnie obejrzałyśmy – wygląda na to, że znajduje się na razie w fazie początkowej działalności. Na razie są klify, kilka alejek i sporo kompozycji roślinnych.

Park Gródek i Arboretum to dopiero początek atrakcji, jakie oferuje turystom Jaworzno. Zaledwie kilka kilometrów dalej znajduje się bowiem kolejny park, czyli GEOsfera (lub Geopark). GEOsfera zlokalizowana jest na terenie dawnej kopalni kruszywa Sadowa Góra. Właśnie działalność kopalni pozwoliła na odkrycie niesamowitych znalezisk, które można dziś podziwiać w parku. Nie jestem znawczynią tematu, a pradzieje ziemi kojarzą mi się głównie ze zlepiem słownym „kambr-ordowik-sylur-dewon/perm-trias-jura-kreda”, wtłaczanym do głowy w czasach edukacji. Ale nawet taki laik jak ja z wizyty w Jaworznie zapamięta widok riplemarków, czyli mocno pofalowanego dna kamieniołomu, po którym w GEOsferze spacerujemy. Riplemarki tworzy warstwa wapienia, wyglądająca trochę jak falujące morze, a trochę jak dach z blachodachówki. Kiedy uświadomimy sobie, że to pofalowane dno to – jak czytamy na stronie UM Jaworzna – „zapis potężnych tropikalnych huraganów, które przetaczały się miliony lat temu z południowego-wschodu na północny-zachód”, to nabieramy dla całości szacunku (http://www.um.jaworzno.pl/pl/natura/geosfera/56/skarby_sadowej_gory.html). Riplemarki widać w kilku miejscach na terenie parku, a w jednym – niedaleko placu zabaw – są wyeksponowane w specjalnym pawilonie.

Skoro już o placu zabaw mowa – też go odwiedziłyśmy, rzecz jasna. Fajnym pomysłem było ukrycie w piasku imitacji szkieletu dinozaura/paleo-stwora, który Zosia oczywiście zaczęła odkopywać. Ja z kolei znalazłam odcisk muszli na jednym z kamieniw pobliżu placu, co jakoś tam też pozwoliło mi poczuć się odkrywcą.

Rok temu park wzbogacił się o tężnię solankową, która tworzy miły akcent wodny w tym – jakby nie patrzeć – skupionym mocno na ziemi miejscu. W pobliżu tężni trafiamy na coś w rodzaju kamiennego kręgu, który niespodziewanie okazał się dla naszej ekipy wielką atrakcją. Krąg tworzą głazy różnych rodzajów kamienia, każdy inny, a z niektórych można sobie nawet co nieco odłupać, jeśli chcemy. Moje córki chciały i na długą chwilę zajęły się wyskubywaniem z bryły kamienia czegoś, co wyglądało mi na kryształy kwarcu (ale mogę się mylić).

Chyba już wszyscy się zorientowali, że GEOsfera to miejsce niezwykłe, pełne atrakcji i dla większych, i dla mniejszych. Bardzo mi się spodobał zlokalizowany w centralnej części parku ogród sensoryczny, z najrózniejszymi gatunkami roślin (wszystko elegancko opisane), których można dotknąć, powąchać. W sumie na calym terenie posadzono ponad czterdzieści tysięcy roślin! Mnie zaskoczyły olbrzymie kępy kocimiętki, które początkowo wzięłam za lawendę. A całe to dobro zostało zaaranżowane ze smakiem i szacunkiem dla natury, dominują naturalne materiały, asfaltu i betonu jak na lekarstwo. Spacerowanie po GEOsferze to prawdziwa przyjemność.


Miłośników dinozaurów na pewno zainteresują statuetki pra-gadów wyeksponowane w różnych miejscach parku: można takiego stwora dotknąć, pogłaskać czy wejść mu na grzbiet, jeśli tylko rozmiary oby stron pozwalają. Przy czym dinozaury z Jaworzna to nie są tandetne, plastikowe T-rexy, tylko solidne odlewy z brązu, całkiem przyjemne dla oka. Jest też drewniany mamut i drewniany praprzodek (chyba) krokodyla.

Dinozaury, tężnia i plac zabaw to dla Was mało? Słusznie. GEOsfera oferuje znacznie więcej: jest tu i staw z kolorowymi rybami, przy którym urządzono plażę z leżakami; są szlaki spacerowe (cały teren to około 8 hektarów), punkty widokowe; jest i miejsce na grilla, i mały amfiteatr, sala dydaktyczna, zegar pór roku, stacja meteorologiczna, wrzosowisko, ogród sensoryczny… Uff, naprawdę, sporo tego dobra jak na jeden park!





GEOsfera bardzo nam się spodobała i na pewno wybierzemy się tam ponownie, już całą rodziną. Jest to miejsce, które łączy w sobie wiele możliwości: możemy tu odpocząć w pięknym plenerze, dzieciaki mogą się wyszaleć na placu zabaw (polecam wykopywanie szkieletu), można posiedzieć przy tężniach słuchając szumu wody, a miłośnicy mniej typowych atrakcji mogą zobaczyć, jak wyglądała kula ziemska w epoce triasu.
Obydwa miejsca mają wspólny mianownik – powstały w wyniku działalności przemysłowej i są rewelacyjnymi przykładami udanej rekultywacji terenów poprzemysłowych. Obydwa są wielkim atutem Jaworzna i według mnie nie trzeba będzie długo czekać, aż o tych skarbach dowiedzą się tłumy i ruszą naodkrywanie Parku Gródek i GEOsfery.
Garść informacji praktycznych:
- Wstęp do obydwu parków jest bezpłatny
- Przy obydwu parkach znajdują się obszerne parkingi, także bezpłatne. Tłumów brak; odwiedzając Jaworzno w pogodny wakacyjny dzień nie miałam problemów ze znalezieniem miejsca do zaparkowania auta
- Na terenie obydwu parków znajdują się toalety
- Jeśli chodzi o coś do jedzenia czy picia – lepiej mieć prowiant ze sobą, nie ma punktów gastronomicznych; my kupiłyśmy tylko (bardzo dobre) lody w Parku Gródek, ale to pewnie opcja wakacyjna
- Oficjalna strona GEOsfery: https://omp.oop.org.pl/ogrody/geosfera-jaworzno/
- Oficjalna strona Parku Gródek: ttps://www.facebook.com/parkgrodek/